środa, 22 maja 2013

Spoko Maroko

Uzależnienia od soku z avocado ciąg dalszy. Brzmi zdrowo, ale smakuje jak rozpuszczone lody pistacjowe. Pycha.

Jesteśmy w Fezie noc kolejną.
Pierwszą spędziliśmy niedaleko dworca w ville nouvelle w Hotelu Amor. Hotel cóż... Nie można mu odmówić klimatu. Winda, panowie, którzy wnoszą bagaż i gabloty z artesaniami w korytarzu. Co prawda nie starczyło dla nas ręczników, a papier toaletowy dostaliśmy w wydzielonej formie, ale co tam!

Meczet w ville nouvelle - piękny!

Dzisiaj przetransportowaliśmy się do najstarszej części. Mieszkamy w hotelu z tarasem, na który nie możemy wejść, bo jest remont. I z łazienką, która jest budką na środku pokoju. Interesujące rozwiązanie.

Pensión Kavtar


Tu też klimat jest niezły; z boku postmodernistyczna toaleta


Ludzie tutaj są strasznie otwarci. Generalnie w Marakeszu też byli, ale tutaj jest... inaczej. Nie chcę jakoś zbyt entuzjastycznie do tego podchodzić, ale naprawdę inaczej do nas podchodzą.
Czasem nawet traktują nas ze zbyt dużą atencją. Nie ma porównania z Ameryką Łacińską, ani innym krajem, który mieliśmy okazję wizytować.

Dzisiaj spacerując kolejną godzinę po medinie usłyszeliśmy fajną muzę (oni tu w ogóle lubią bębny). Od razu ktoś zaprosił nas do środka. Okazało się, że to czyjeś wesele. Trochę mi było głupio i z tego wszystkiego oczywiście zrobiłam największą wtopę ze wszystkich. To znaczy jak już zdecydowałam się wejść to wlazłam do "salki" dla męskiej starszyzny. Ich przerażenie w oczach dało mi mocny sygnał, że robię coś nie tak.
Para młoda siedziała sztywno na tronie, a reszta gości tańczyła bardzo żywiołowy taniec. Super! Nie mają alkoholu na weselach, więc muszą się dobrze bawić sami z siebie! ;) No, ale przygrywała im kilkuosobowa orkiestra! :)









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz