sobota, 25 maja 2013

Last night in Fez


Powoli żegnamy się z Fezem. Jutro zabieramy manatki. Podróżowanie ma to do siebie, że często trzeba się żegnać. Ale koniec jednej przygody oznacza początek kolejnej.

Mało w sumie napisałam o tym, co tutaj jest. Jest farbiarnia, którą sobie już darowaliśmy. Przechodziliśmy koło niej. W przeciwieństwie do Marakeszu jest tutaj kolorowo.
Na starówce jest wiele pałacy, które można zobaczyć od środka, ogrody, w których można się wyciszyć.
Jest również plac Seffarine, na którym znajduje się biblioteka ze starymi manuskryptami. Sama świadomość tej obecności na nas zadziałała. Niestety nie-muzułmanie nie mogą tam wchodzić. Natomiast możemy poobserwować życie ludzi - ba! Tutaj jest zakątek ludzi, którzy robią naczynia metalowe. W związku z tym przez cały czas odbywa się rytmiczne walenie. Widać, że twórcy mają artystyczną duszę, bo bit wychodzi z tego całkiem tłusty. ;) W knajpie na górze można zjeść, napić się i rozkoszować się "muzyką". Dodatkowo oglądając całe show z góry!







Dalej znajduje się Place R'Cif. Świetne miejsce na sok z pistacji albo rodzynek (albo pół na pół). Gdy tylko pojawia się trochę cienia, wszyscy zajmują sobie tam miejsce, a potem razem z nim się przesuwają. Generalnie przez cały czas coś się tam dzieje. To dobry punkt na zakupy dla lokalsów, a na placu relaksują się i dzielą wrażeniami.




Bab  Boujeloud to plac, niedaleko którego mieszkamy. To zagłębie tanich hosteli. Trzeba się do niego kierowac cały czas w górę. No chyba, że idziecie od El Jedid. Od tego placu idą dwie główne ulice - talaa Kebira, taka bardziej targowa (dużo owoców, ślimaków wyłażacych z koszy, kur i królików itd). Na niej znajduje się Medersa. Druga to Talaa Seghira tutaj dojdziemy najpierw do knajpek, a potem do straganów. Na końcu Talla Kebiry przy Bab Boujeloud jest miejsce, w którym grają chłopaki w piłkę. Jeżeli tam postoicie - szczególnie w okolicach zmroku - od razu ktoś Wam zaproponuje kif. Trzeba jednak mieć na uwadze, że całe miasto jest monitorowane. Nie wiadomo jak to się przekłada na praktykę, ale warto uważać.



Uwaga na papierosy - są tu drogie w porównaniu z cenami u nas. Marlboro kosztują 40 dh. Ale już takie bez akcyzy pan proponował za 20 dh. Lepiej się zaopatrzyć w swoje jak ktoś ma taką potrzebę. Na pocieszenie marokańskie papierosy kosztują 20 dh. Jak ktoś ma mało podatne na zadrapania gardło - droga wolna! ;)

Fez jest magicznym miastem. Jednak najwspanialszym jego aspektem są ludzie. I atmosfera, która tutaj panuje. Wszyscy tutaj są bardzo religijni i nawet w gwarze stoisk coś człowieka pcha w kierunku refleksji.
Po Fezie naprawdę warto się powłóczyć. Pić herbatę z miętą (lub sok z avocado i suchych owoców) i obserwować ludzi.
Jest tutaj wielu żebraków. Pierwsza grupa to ślepcy, którzy chodzą po uliczkach z wyciągniętą dłonią lub stoją pod meczetem powtarzając swoją frazę. Tutaj ludzie zawsze dają najbiedniejszym. Gdy dzieciaki żebrzą przy jedzenie, to dorośli kupują porcję dla nich. To ważne, żebyśmy podróżując też nie zapominali o nich. W końcu to dla nas żadne pieniądze, a mamy pewność, że nie trafią w niepowołane ręce. A tym bardziej nikt ich nie przepije! ;)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz