piątek, 24 maja 2013

Fez-licious

Całkiem sporo ludzi w Fezie mówi po polsku. Oczywiście nie więcej niż my po arabsku, ale zawsze jest to miłe. Co prawda reakcje są często - "o Polska - biedny kraj, dużo się targujecie!", ale zawsze to milej niż "Germany? Russia?". ;)

"Spoko Maroko" to jedna z kwestii, którą znają, oprócz "Dzień Dobry" i "Dobry Wieczór" (użytej adekwatnie do pory dnia). To też miła odmiana od "Na zdrowie" i "K....".

Dzisiaj piątek - wszystko przebiega dość leniwie. Wszyscy siedzą w meczecie. Większośc straganów pozamykana. A nawet tak, gdzie są otwarte ludziom nie chce się targować. Muzyka wszędzie składnia do refleksji.
Oddajemy się wiec naszemu ulubionemu sportowi - streetwatchingowi (brzmi o wiele bardziej profesjonalnie niż podglądactwo) i robimy ostatnie zakupy. Jutro prawdopodobnie opuszczamy Fez.

Ludzie tutaj są bardzo mili. Oczywiście zdarzają się też osoby nieco zdystansowane, ale tak jest przecież wszędzie. Szczerze powiedziawszy o wiele lepiej gada nam się z tubylcami, niż z innymi turystami.

Siedzę właśnie na tym tarasie po prawej stronie (z perspektywy czytacza) 
Mieszkamy w hotelu Cascade (jest wifi, ale głównie na tarasie). To również centrum turystyczne, ale prowadzący ten hotel są naprawdę OK. Znajduje się zaraz za bramą, do której powinni dowozić wszystkich turystów. Niestety nas podwieźli z drugiej strony i musieliśmy drałować dobry kawałek pod górkę z plecakami. Tak to jest jak człowiek jest ambitny i stara się poruszać autobusem jak normalni ludzie. Oczywiście z autobusem nie wyszło, ale za to skręciliśmy w złą stronę. 

Fez jest podzielony na trzy części - Ville Nouvelle (nowoczesna dzielnica), Fez el Jadid (tzw. nowe miasto - ale chyba dlatego, że jest nieco nowsze od starówki)  i Fez el Bali - najstarsza część, wpisana na listę UNESCO (chyba w 1980)


Jedna z meders - szkół koranicznych razem z takim naszym akademikiem



Naprawdę warto zobaczyć to miasto dopóki jeszcze istnieje. Co prawda jakieś pieniądze są tutaj inwestowane, ale zdecydowanie za mało. Mieszkają tutaj głównie biedni ludzie, więc dopasowują wszystkie budynki do swoich potrzeb.

Jeden z pałaców - obecnie jest tutaj restauracja


Fez to również  masa zaułków - choć trudniej się tutaj zgubić niż w Marakeszu (a może nawet Tangerze). I ludzie, którzy albo Ci wskażą drogę, albo powiedzą, że "Tam nie idź. There's Nothing". Oczywiście "Nothing" niekoniecznie jest prawdą. Ale brzmi mitycznie. Od razu wyobrażam sobie jakąś nicość, która okala to średniowieczne miasto.








W samym centrum jest kilka meczetów, więc gdy zaczynają śpiewać (przez nie najnowsze głośniczki) o ustalonych porach, to potrafi być głośno. Jest w tym coś hipnotycznego. Tak samo jak w samej architekturze meczetów - zdobionych pięknymi, w nieskończoność powtarzającymi się motywami. Rzeczywiście potrafię uwierzyć, że Europejczyków uwiedzie ta religia. Szczególnie, gdy pomyślę o naszych kościołach - pełnych przepychu, jarmarczności i polityki, a zapominających o skupieniu, medytacji i kontakcie z Bogiem.




Dentyści - o tak! To jest dla nas niesamowite. Oprócz szyldów, z których straszą paszczęki zamiast miłej pani w białym kitlu, może spotkać "dentystów" na placach. Mają po prostu usypaną górę zębów i dopasowują je do sztucznych szczęk. Nie ma co owijać w bawełnę. Zresztą jeden starszy pan, którego poczęstowaliśmy figą od razu nam wyjął swoją sztuczną szczękę i bez zbytnich zabiegów higienicznych pokazał. Bardziej ekskluzywne gabinety można znaleźć w budynkach i wtedy mamy różnorodność paszczęk pokazaną w gablotce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz